Mamy czwartek. 125km ! Dzień śmierci. Piekielne podjazdy, piekielna pogoda, która co chwile się zmienia. Deszcz, wiatr, deszcz, wiatr, słońce, skwar, wiatr, deszcz. Krótka jazda z chłopakami z UK. Jeden z nich, Ben jedzie z Londynu do Sydney na rowerze. Siedzę na polu namiotowym w Biogradzie. Pojedzone, wypite. Patrzę na uciekający zachód słońca. Myślę, że dzisiaj w końcu się wyśpię. Oby nie padało w nocy. Trochę mi smutno, że sam jadę ( taki mały kryzysik). Jutro dojadę gdzieś przed Split. Pierwszy raz mam tyle czasu i pogoda pozwala na to, żeby siedzieć na karimacie przed namiotem. Spiekł mi się nos. Dzisiaj mijałem ekipę zawodowych kolarzy, którzy na trzy cztery mnie pozdrowili. Ale Power ! Ale tu jest cicho. Nawet samochody nie jeżdżą. Trochę przeraża mnie wizja tego, co jeszcze przede mną. Nawet nie jestem w połowie. Ciężka praca taka wyprawa. Jak to mówił Lehu, bo to wyprawa jest, a nie wycieczka :) . Cały czas na pełnych obrotach !
matt
oprawa muzyczna
2 komentarze:
Podróżnik Roku numer 1 !
... ale najlepsze dopiero przed nami :-) uwielbienie.
A.
Przed ostatnia fota jest max! (podeslij ją to trochę podkręcimy)a ta w domku z porothermu ma klimat:)
Pozdro pozdro :)
Prześlij komentarz